Jerzy Mazgaj – Wywiad.

 

Jerzy Mazgaj & whiskymywife

 

Przedstawiamy wywiad Jerzym Mazgajem, właścicielem m. in. Delikatesów Alma, znanym kolekcjonerem dobrej whisky i nie tylko. We wstępie powiemy, że rozmowa z Panem Jerzym była prowadzona w wyśmienitej atmosferze, przerywana częstymi żartami sytuacyjnymi lub anegdotami z życia, co nie do końca udaje się wyczytać w  tekście pisanym. Zapraszamy serdecznie do lektury wywiadu. Tym wywiadem rozpoczynamy cały cykl rozmów z właścicielami sklepów z Whisky.

Pan Jerzy nas zaskoczył i jako pierwszy zadał na pytanie:

Jerzy Mazgaj: Jaką Panowie macie ideę jeśli chodzi o whiskymywife?

Grzegorz Nowicki: Ponieważ sami jesteśmy pasjonatami whisky i miłośnikami Szkocji chcemy dzielić się naszą pasją i edukować rynek. Pokazywać jak pić whisky i jaką. Większość osób, z którymi rozmawiamy o whisky od razu mówi,  że  jej nie lubi – myśląc o Johny Walkerze, a o single maltach nie ma pojęcia.

JM: Czasami jest też odwrotnie. Wielu ludzi po spróbowaniu tych ciężkich, fenolicznych whisky jak na przykład Ardbeg myśli, że to jakieś lekarstwo, porównując ich smak do specyfików używanych przez dentystów.  Dlatego trzeba mówić i edukować co to jest  whisky, jak smakuje. Podobnie jest z winem. Wino półsłodkie smakuje 90% społeczeństwa, bo pije się lekko. To dotyczy także cygar. Popularne są cygaretki, które robione są nie z tytoniu, tylko z masy tytoniowej, ale  smak waniliowy albo poziomkowy cygara łatwiej jest polubić. Trudniej przekonać się do prawdziwego cygara. To bardziej wymagający produkt.

GN: To może takie przyzwyczajenia Polaków. Pierwsze „lepsze” wino jakie piliśmy jako Polacy to była Sangria. To był synonim luksusu z Peweksu. Więc to, co chcemy robić, to edukować.

Daniel Lichota: Moja przygoda z whisky rozpoczęła się od 16-letniego Lagavulina. Będąc w Szkocji poszedłem do barmana w pubie i poprosiłem o dobrą whisky. Jak spróbowałem mojego pierwszego drama właśnie tego Lagavulina to mnie odrzuciło. Jak się jednak zacznie od tych whisky łagodnych, kwiatowych i miodowych i przechodzić po kolejnych smakach to odkrywa się całe piękno i bogactwo degustowania whisky.

JM: Jest tak jak z winem. Dobre bordeaux jest łatwiejsze, ale już dobry burgund jest znacznie trudniejszy do picia. Tak jak mawiają specjaliści, czuć w nimi „pee of the cat”. Człowiek, który nie pije wina,  nie do końca rozumie, dlaczego ktoś jest zdolny zapłacić za nie  500 zł.

Wracając do whisky. W 2013 roku pierwszy raz odnotowaliśmy, że sprzedaż w kategorii brown spirit w Delikatesach Alma  była większa niż sprzedaż wódki – (samego whisky nie kategoryzujemy, ale w tym ponad 90% to właśnie whisky) .W takim wódczanym kraju „pod mocnym aniołem” jest to duże osiągnięcie.

GN: Czy Państwo od początku istnienia Almy mieliście single malty w swojej ofercie?

JM: Z uwagi na moją sympatię do tego trunku nie mogło go zabraknąć w ofercie Delikatesów Alma.Co roku wyjeżdżam do Szkocji, żeby być na bieżąco. Przy okazji kupuję single malty na aukcji, więc mam już sporą kolekcję.

DL: Czyli jednak ten rynek single maltów w Polsce stale się rozwija?

JM: Zdecydowanie. Polacy którzy wyjeżdżają, pracują na wyspach i w Szkocji są bardzo silnymi edukatorami. Przywożąc taką flaszkę ze Szkocji do Polski wytyczają nowe trendy. Podobnie było z piwem Guiness. Wielu ludzi przywiozło z Wysp zwyczaj picia Guinessa. Poczęstowali znajomych i zrobiło się to popularne.  Świadomość Polaków rośnie w błyskawicznym tempie. Jednak wzrost sprzedaży jest cały czas na niskim poziomie W tym przypadku  nawet wzrost powiedzmy o 100% niewiele zmieni, bo ilościowo będzie to wciąż niewiele butelek.

GN: Chyba jednak z samej zasady whsky single malt będzie rynkiem niszowym i elitarnym?

JM: To jest tak jak z kinem zaangażowanym, ale niezależnym. Tak jak ze sztuką. Czy biennale sztuki będzie kiedykolwiek imprezą masową? Nie. Zawsze będzie przeznaczone dla wąskiego grona  odbiorców. Dzieje się tak ze względu na świadomość, ale też na zasobność portfela.

Wracając do trunków, należy podkreślić, że butelka dobrej markowej wódki też może kosztować ok. 100 zł., a za niewiele więcej można kupić fajną buteleczkę single malta.

GN: A jeśli chodzi o Pana zainteresowania? Jest Pan  koneserem, z dobrego jedzenia, wina, serów,  a jak to się zaczęło jeśli chodzi o whisky? Czy to jest bardziej miłość do single maltów czy do Szkocji?

JM: I jedno i drugie. Miałem w życiu to szczęście, że moje pasje przerodziły się w ciekawe biznesy. Najpierw jeździłem za granicę i przywoziłem bagażnik dobrych produktów. Niby wszystko w Polsce było, ale jak przyszło co do czego, to produkty były słabej jakości. Lubiliśmy z żoną gotować, a  wiele rzeczy musieliśmy sami przywieźć. Jak przejąłem krakowską spółkę Krakchemia to doszedłem do wniosku, że może takich ludzi jak ja, którzy są w stanie zapłacić trochę więcej za produkty dobrej jakości, jest więcej. Krakchemia miała wtedy 2 sklepy i tak się zaczęła przygoda z  Almą. Wiedziałem,  że nie mam wystarczającego kapitału, aby konkurować z zagranicznymi sieciami dyskontów, więc postawiłem na jakość i szerokość asortymentu. Chciałem, żeby klient Almy miał szanse kupić wszystko, czego zapragnie bez konieczności wyjazdu za granicę. Miałem nadzieję, że takich pozytywnych wariatów – amatorów  dobrego jedzenia, jest więcej i nie pomyliłem się. Dzisiaj mamy już 45 delikatesów, będziemy otwierać kolejne, przekroczyliśmy miliard obrotu , a w konsolidacji ok. dwóch miliardów, więc zrobił się z tego poważny biznes.

Moja przygoda z whisky zaczęła się podobnie. Jeździłem do Szkocji, zbierałem ciekawe whisky, a potem, zacząłem je sprzedawać i zarabiać na tym. Podobnie było też  z cygarami. Będąc ich fanem trafiłem na Kubańczyków. Spodobało im się to, co robimy w Almie i dziś mamy wyłączność na kubańskie cygara w Polsce. I tu  ciekawostka.  Unia Europejska podniosła od nowego roku cło na cygara. Wobec tego nasi klienci na koniec ubiegłego  roku kupowali większe ilości na zapas .Wydawać by się mogło, że jesteśmy krajem rozwijającym się,  a tu nagle sprzedaliśmy ok. 300 tysięcy ręcznie zwijanych cygar.  Mimo tego mentalność Polaków musi się zmienić. W Hiszpanii, gdzie jest kultura i tradycja  palenia cygar nikogo nie dziwi widok premiera palącego cygaro. U nas robi się aferę, z tego że premier w Dolomitach zapalił sobie cygaro. Niemalże potraktowano to jakby został przyłapany na przestępstwie. W Polsce panuje jeszcze przekonanie, że cygaro to atrybut szefów mafii (śmiech). Tak naprawdę każdy może je kupić i każdy może spróbować isą zdecydowanie mniej szkodliwe od papierosów.

DL: Chciałbym Pana teraz zapytać o Pana ulubione whisky. Pewnie to się zmieniało w czasie, a jak to teraz jest?

JM: Tak naprawdę największą przyjemność odnajduję w ciężkich, fenolicznych, torfowych whisky z Islay (region Szkocji).  Lubię wszystko, począwszy od Lagavulina, o którym mówiliśmy, przez Laphroaig, Ardbeg, Bruchladdich i Port Ellen oczywiście. Preferuję te dymne, takie oleiste, pełne smaków. Dwudziestką jednej z tych whisky kończę prawie każdą kolację.

GN: A jeśli chodzi o młodą destylarnię z Islay – Kilchoman to co Pan o niej myśli?

JM: Dobrze zrobiona whisky nie musi być koniecznie 30 – letnia. Bywają produkty młode ale bardzo dobrze zrobione. Najbardziej lubię właśnie Bruchaladdich, Port Ellen oraz Bowmore’a. Szczególnie dobrego Bowmora.

DL: Stary Bowmore jest delikatnie lżejszy, początkowo kwiecisty z owocami tropikalnymi i dopiero za nimi są te cięższe nuty.

GN: Kiedy zaczął Pan swoją przygodę z whisky?

JM: Tak na poważnie, to już będąc w Almie, w latach 90-tych. Wtedy zacząłem wyjeżdżać i bardziej interesować się whisky; wyszukiwać i sprowadzać do Polski. Nie jest to fascynacja z jakąś wielką legendą. Wszystko zaczęło się bardzo prozaicznie. Najpierw zaraziłem swoją pasją znajomych. Dziś  mam wielu znajomych, którzy whisky kolekcjonują i degustują. Teraz wszyscy w Polsce wiedzą, że w Almie mamy największy wybór whisky. Mamy whisky tańsze i droższe po 7-10 tysięcy. Spółka Premium Cigars, która importuje whisky  stara się także edukować społeczeństwo poprzez szeroką ofertę, publikacje, degustacje. Wydaliśmy książkę o Whisky (którą Panowie  tutaj przywieźliście). To przede wszystkim materiał edukacyjny. Ostatnio jeden z dystrybutorów kupił 2000 egzemplarzy i dodawał, jako prezent dla swoich klientów. Cieszy mnie to, że w czasach kiedy każdy chce sprzedawać whisky, jesteśmy największym dystrybutorem detalicznym w Polsce i mamy najszersza ofertę.

Jerzy Mazgaj

DL: Właśnie, jak według Pana rynek whisky w Polsce obecnie wygląda? Zarówno tej tańszej podstawowej jak i droższej dla kolekcjonerów. Czy w ogóle są klienci dla tych droższych wersji?

JM: Jak najbardziej jest w Polsce zapotrzebowanie na droższe whisky. Może Panów, jako miłośników whisky zaskoczę, ale Polska jest w tym względzie dalej krajem prezentowym. Fakt – Whisky Single Malt są idealne na prezent. Świetnie się sprzedaje przed świętami, i przy innych okazjach  etc. Większa jest sprzedaż niedaleko szkół, urzędów,  czy szpitali (uśmiech). Przychodzą czasem do Almy niezorientowani klienci  i proszą: „jakąś super whisky  do tysiąca złotych”. Dla takiego klienta nie ma znaczenia skąd pochodzi trunek. Ważna jest ładna butelka  w ładnej skrzynce. Powiem szczerze, że chyba więcej jest właśnie takich zakupów, niż tych kolekcjonerskich. Ludzie wiedzą więc, że to dobry trunek, a to już coś.

GN: A jak się rynek whisky rozwijał na świecie? Jak to było na początku lat 90-tych gdy ten rynek raczkował, łatwiej wtedy było pozyskiwać whisky czy trudniej?

JM: Było zdecydowanie łatwiej. Luksus pomimo kryzysu, który podobno się w tej chwili kończy, ma się zdecydowanie dobrze. Podam przykład z zegarkami Philip Patek. Przedstawiciele firmy Patek zapewniają, że marka  do Polski nie wejdzie, bo nie może nadążyć z produkcją zegarków do Chin i na Daleki Wschód. Mają dziewięciu zegarmistrzów, którzy robią  zegarki i więcej nie dadzą rady zrobić. Więc jeśli Patek ma 4 sklepy w samym Pekinie to musi zatowarować  przede wszystkim te już istniejące. Zatem przez najbliższe pięć lat do Polski raczej nie wejdą. Koniec i kropka. Podobnie jest z whisky. Kiedyś, kiedy nie były tak popularne, to absolutnie z satysfakcją przedstawiciele oferowali nam wszystko co najlepsze, często limitowane, aukcyjne butelki. A dziś jest tak, że każdy chce – tak jak już wspomniałem –  sprzedawać whisky. Internet, łatwy dostęp i przede wszystkim zasobne rynki z Dalekiego Wschodu powodują, że producenci  wszystko liczą. „A może w Hong Kongu zapłacą więcej, tych butelek mamy tylko 100, więc może połowę trzeba wysłać na rynek singapurski, a drugą połowę gdzieś indziej”. Takie rozważania to dziś norma.  Zaczyna się balansowanie i gra tymi rzadszymi butelkami. O modzie na whisky coraz częściej się pisze. I o tym też, co na samym początku mówiliście. O tej tezauryzacyjnej (inwestycyjnej) stronie kupowania whisky. Pisze o tym  Puls Biznesu, piszą również inne periodyki i ludzie zaczynają w to inwestować. Mnie się wydaje, że żeby  naprawdę na tym zarabiać, to trzeba to pokochać. To jest tak trochę jak z dziełami sztuki. Albo ktoś się interesuje dziełami sztuki, chodzi na wystawy, jest na bieżąco i ma realny kontakt z inwestycją, albo nie.

GN: Przy whisky jest realne zagrożenie, że inwestor whisky wypije.

(Śmiech)

JM: No tak, obrazu nie da się zjeść. A tuinwestor może wypić whisky i zniszczyć obraz.

DL: Trzeba kupować co najmniej dwie butelki., Do degustacji ze znajomymi i do kolekcji.

JM: Zdecydowanie tak się robi.

GN: Czy Pan inwestuje w whisky i zbiera swoją kolekcję?

JM: Mam  kolekcję i kontynuuję  jej zbieranie, ale nie nazywam tego inwestycją. Ale mam  kolekcję, bo tak jak słusznie powiedzieliście w większości kupowałem po dwie sztuki. Jedną w stylu „keep for the future”,  a jedną do degustacji „od razu”. To jest kolekcja, którą się cieszę. Mogę sobie pójść do pokoiku z kominkiem i szkockim wyposażeniem i nacieszyć oko oraz po degustować. Whisky nie potrzebuje klimatyzowania. Łatwo ją przechowywać, ale też  nie starzeje się w butelce,  nie nabiera wartości smakowych – trzeba mieć tą świadomość.

DL: I o to chodzi, że whisky nie zmienia się w butelce.

JM: Dla mnie inaczej. Wino ma większy potencjał starzenia się i zarabiania. Bo wino – jeżeli kupuję butelkę i trzymam 15 lat – żyje w tej butelce. Cały czas rozwija się, zmienia. Wino trzeba prze korkować   po 20-latach. Czasami uzupełnić. Wino jest co roku inne. A whisky nie. Whisky jest jak znaczek w klaserze. Stawiam i jest,  nie zmienia się. I tylko dostępność butelek sprawia, że cena rośnie. Sama w sobie whisky nie zmienia się, nie uszlachetnia się, więc nie powinna iść w cenę. Tylko dostępność się zmienia. Jeśli tych świetnych butelek z beczki było na początku 500 to część zostanie wypita i na świecie zostanie zdecydowanie mniej. Po 20 latach czasami tylko kilkanaście. I właśnie to powoduje, że cena idzie do góry.

Szczerze mówiąc ciekawiej zbiera się wina. Wino razem z kolekcjonerem żyje. Trzeba przejść się do piwnicy, poobracać je, dostosować temperaturę, sprawdzić wilgotność.

DL: To można powiedzieć, że Pan swoje  wina w butelce dalej uprawia jak ogrodnik?

JM: Dokładnie.

DL: Odnośnie inwestowania to chcemy pokazywać, że whisky może być ciekawym uzupełnieniem portfela inwestycyjnego. Zastrzegając, żeby inwestować bezpiecznie maksymalnie 5-10% swojego kapitału na inwestycje. Mówimy oczywiście o niezbyt dużych sumach takich jak całkowicie kilkadziesiąt tysięcy a nie miliony zł. Ja osobiście też to traktuję przede wszystkim jako kolekcjonowanie naprawdę dobrej whisky. Wszystkie będą powoli przybierać na wartości, a niektóre nagle mogą wystrzelić na wartości. Takie są przykłady w tej chwili na japońskich Karuizawach. Wiadomo, że mówiąc o inwestowaniu chodzi też o budowanie bezpiecznego portfela, a bezpieczny to przede wszystkim zdywersyfikowany w różne instrumenty.

JM: To prawda. Tutaj nie pęknie żadna bańka, bo to jest produkt dla pasjonatów i koneserów, którzy mają swoje zasobne portfele przy okazji. To towar luksusowy, który pomimo kryzysu będzie się bardzo dobrze miał.

GN: A jeżeli chodzi o zakupy to czym Pan się kieruje? Smakiem?

JM: Kupuję różne. I z reguły  jest tak, że jak jestem w Londynie czy w Szkocji to staram się kupić coś dobrego. Teraz jest trudniej z transportem – trzeba przesyłać kurierem, a dawniej to się brało pod pachę i szło do samolotu. Kiedyś padłem ofiarą swego przyzwyczajenia. (śmiech) Parę lat temu jadąc na lotnisko szedłem do sklepu i brałem butelkę. I tak właśnie kupiłem trunek  za półtora tysiąca funtów, a na lotnisku kazali mi natychmiast wyrzucić.
(śmiech)

GN: To szkoda, że nas wtedy nie było w okolicy. (Śmiech) To Pan dla siebie kupuje podczas podróży?

JM: Bardzo często tak. Między innymi w sklepach bezcłowych na lotniku. Szczególnie na Heathrow, bo tam też mają dodatkowo zamknięte w szafkach różne unikaty. Można wcześniej zadzwonić, umówić się, poprosić o przygotowanie wybranych produktów i bez problemu zabrać do samolotu.

DL: Czy Pan kupuje też na aukcjach internetowych? My właśnie też szczególnie monitorujemy ten rynek i tam jesteśmy na bieżąco.

JM: Czasami też. Jednak tak szczerze powiem, że jestem w kontakcie  z producentami . W Ardbeg jak otwierają nową beczkę to przesyłają mi próbkę do degustacji. Jak wypuszczają  nową  butelkę to zanim ona wejdzie na rynek to marketingowo wysyłają ją do mnie. Zapraszają mnie bardzo często, pokazują swoje zapasy, a ja kupuję. Więc głównie w ten sposób, aczkolwiek czasami na aukcjach też kupuję. Zwłaszcza kiedy jestem na wakacjach, bo mam wtedy trochę więcej czasu.

DL: To pokazuje też trochę jak pana kontakty handlowe wspierają ten element pasji i kolekcjonowania whisky.

JM: No właśnie tak. Jestem dla nich trochę inną osobą. Jestem takim filatelistą, który jednocześnie  ma  sklep albo całą sieć sklepów filatelistycznych.

DL: To jeszcze na koniec jedno pytanie. Planujemy organizować degustacje dla koneserów -osób trochę bardziej zasobnych, a jednocześnie niekoniecznie kupujących pełne butelki rzadkich trunków. Takich osób które np. będą chciały w dobrym towarzystwie degustować zakupione na aukcjach najlepszych z możliwych trunków. Jako przykład powiem, że na najbliższej degustacji otworzymy coś z 1966 roku, a butelkowane w 1989, czyli dokładnie 25 lat temu. Ciekaw jestem co Pan o tym myśli i z chęcią Pana zapytam tutaj o zdanie i poproszę o podpowiedź.

JM: To jest dobry pomysł i musimy robić razem takie degustacje. Zapraszam do nas, do La Casa del Habano. To są rynki komplementarne. Część ludzi, którzy degustują whisky zapalą również cygaro. I odwrotnie.

GN: Mało rzeczy tak do siebie pasuje.

JM: Bardzo serdecznie zapraszam do współpracy.

DL, GN: Dziękujemy i przyjmujemy zaproszenie. Bardzo dziękujemy za spotkanie i wywiad.

 

Jerzy Mazgaj –polski biznesmen Urodził się i dorastał  w Tarnowie. Studiował germanistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Specjalizuje się w segmencie klasy premium. Główny akcjonariusz i prezes zarządu Delikatesów Alma oraz przewodniczący Rady Nadzorczej Vistula Group, w której skład wchodzą: Vistula, Wólczanka, Deni Cler, W. Kruk. Dodatkowo pełni funkcje w spółkach zależnych Almy: Krakchemia, Alma Development, Krakowski Kredens, a także od Vistuli: DCG. Główny udziałowiec Premium Cigars.

Autor książek: Cygara (2006) i Whisky (2008).

Od lat obecny na liście „100 najbogatszych Polaków”.

Delikatesy Alma to sieć 45 sklepów oferujących szeroką gamę produktów zarówno w koszyku podstawowym jak i premium. Delikatesy cieszą się uznaniem klientów ze względu na bogatą ofertę, klimat panujący w sklepie, wystrój i profesjonalną obsługę. Sieć zdobywa wiele wyróżnień i nagród. Tylko w tym roku otrzymała nagrodę Jakość Obsługi Klient i CEE Retail Awards 2013 dla najlepszego marketu roku.

Jak pokazują wyniki badania:  „Postrzeganie ofert sieci detalicznych 2013” zrealizowanego przez międzynarodową firmę consultingu strategicznego OC&C  Strategy Consultants specjalizującą się w doradztwie dla branż: handlu detalicznego, FMCG i Private Equity Alma zdobyła najwyższą pozycję wśród sieci sklepów spożywczych.

Alma otrzymała także wyróżnienia za Nowy Koncept wystroju sklepów. Zdjęcia z realizacji sklepu  w CH Dekada w Krakowie.

Alma 1

Alma 2

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

komentarze zamknięte