Aukcje internetowe

Zdjecie facebook

Nie będę ukrywał – to mój pierwszy wpis na jakimkolwiek Blogu. Wiąże się z tym lekki stres i obawa czy mój styl pisania przypadnie Wam – czytelnikom do gustu, a przede wszystkim czy moje ‘przemyślenia’ staną się przyczynkiem do dalszej dyskusji… czego zdecydowanie sobie i temu serwisowi życzę!
Na wstępie chciałbym jeszcze podziękować Danielowi i krajanowi Grześkowi za zaproszenie do współudziału w tworzeniu tego serwisu. Czas pokaże jak często będę się udzielał.

Temat dzisiejszego wpisu: aukcje internetowe.

Zaczynając 3 lata temu swoją przygodę z single Malt whisky, sporo czytałem o edycjach limitowanych Ardbegów z lat 70’, Springbanków, Port Ellenów – jednym słowem wypustów legendarnych. Wtedy nawet o nich nie myślałem. Początkowo cena 250-300 zł (kto by myślał o EUR) za butelkę whisky było absolutnym maksimum – przykładem może być Laphroaig batch 001 57,8% zakupiony za 215 zł, czyli mniej więcej 65 euro. Zapewne dziwna była moja mina kiedy patrzyłem na 200 mililitrową 26-letnią Port Ellen butelkowaną przez Douglasa Lainga za 180 zł! Dwa lata później, 100 zł za sampla PE było już dla mnie kwotą zupełnie akceptowalną, niestety… cena whisky skoczyła wówczas do prawie 300 zł – mimo to, szybko zniknęła ze sklepowej półki. Byłem zdeterminowany, zacząłem szukać… i tak właśnie, kontynuując poszukiwania trafiłem na AUKCJE.
Zawsze wydawało mi się ze portale aukcyjne to miejsca, gdzie znajdują się przede wszystkim pozycje niedostępne, prawdziwie limitowane, kolekcjonerskie tzw. białe kruki. Owszem, przeglądając aukcje za aukcją można znaleźć wiele takich pozycji (znaczna ich część moim zdaniem poza zasięgiem przeciętnego polskiego śmiertelnika), jednak gro licytacji dotyczy wypustów świeżych, pojawiających się w liczbie 3-4 sztuk. Przykłady, których byłem świadkiem mógłbym mnożyć: Ardbeg Galileo, Ardbeg Ardbog, Glendronach CS batch.1, Arran Devil’s Punch Bowl, czy chociażby najświeższy, oficjalny wypust destylarni Bowmore – 10 letni, The Devil´s Casks.
Wymienione przeze mnie pozycje, dostępne są na rynku w przedziale cenowym 70-90 euro, (abstrahując od ich jakości, która jest bardzo zmienna), w krótkim czasie pojawiają się na internetowych aukcjach osiągając ceny 2-3krotnie wyższe. Z pozoru świetna inwestycja… gwarantowany zysk! Ale czy na pewno? Dla kogo? Dla właścicieli portali? W końcu, uśrednione 15% prowizji to sporo. Dla destylarni? Przecież, każdy pseudo-limitowany wypust rozejdzie się na pniu za kwotę jaka zostanie ustalona. I chyba na końcu łańcucha tych korzyści pojawiamy się My, konsumenci.
Zastanawiałem się czy taki styl, krótkotrwałego „inwestowania” jest opłacalny, czy aby złoty czas na inwestowanie nie minął? Czy kupowanie (limitowanej do paru tysięcy sztuk ;-))butelki whisky za 80-100 tuż po ukazaniu się na rynku jest warte zachodu? Aktualnie jesteśmy w połowie czasu trwania licytacji na jednym z większych portali aukcyjnych. Wspomniany przeze mnie Bowmore osiągnął już cenę 175 euro, na ilu się zakończy? Zobaczymy na początku stycznia. Z drugiej strony, jak duży wzrost przyniosłoby przetrzymanie takiej butelki kilka lat? Niedawno gdzieś na Facebooku pojawił się cennik z 2009 roku jednego z brytyjskich sklepów. Gdybym WTEDY miał pieniądze, gdybym WTEDY je kupił, mógłbym liczyć na „zarobek” na aukcji. Nasuwa się pytanie, czy galopada cen będzie trwała wiecznie? Do jakiego poziomu dojdą ceny wyżej wymienionych, młodych Ardbegów czy limitowanych Arranów? Niewątpliwie czas pokaże…
Zatem czy warto teraz kupować pojawiające się gdzieniegdzie limitowane edycje wypustów różnych destylarni licząc, że ich wartość podwoi się w niedługim okresie czasu? Czy może kupować po 2 butelki, jedną do przysłowiowej szafy a drugą do picia? A może wcale nie pić. Niektórzy będą liczyć zyski, inni zapewne żałować, że nie zaryzykowali.

Rozmawiałem na ten temat, nie tak dawno temu, z Danielem – powiedział jedno zdanie, które spróbuję Wam przytoczyć z pamięci:
– Wiesz, parę lat temu też tak mówili. Zakładali, że ceny nie będą rosły wiecznie i nie zaryzykowali….

Teraz…, teraz plują sobie w brody.

Na koniec może jeszcze dwa słowa ode mnie, do osób posiadających w swoich zbiorach 'wypasioną’ łychę i mających w planach wysłanie jej na aukcję.
Pamiętajcie o prowizji dla portalu i kosztach wysyłki (które w Polsce do najtańszych nie należą) i sprawdźcie dokładnie czy to się opłaca. Jeśli nie, to chyba lepiej będzie zgłosić się do Nas lub po prostu wypić taka whisky w gronie znajomych! 😉

komentarze do “Aukcje internetowe”

  1. blochu pisze:

    Elegancki wpis. Gratuluje debiutu 😉

  2. Konek pisze:

    Aż chce się czytać. Prosimy o więcej!

  3. Michał Zając pisze:

    Profesjonalnie. Aż chce się czytać. Prosimy o więcej.

  4. michal pinot pisze:

    No,no,no Panie Marcinie zawsze Pana uważałem za osobę podchodzą profesjonalnie do tematu whisky. Natomiast jeżeli chodzi o inwestycje to mnóstwo osób namówił i namawiam…. Myślę, że ci którzy zakupili trochę whisky nie pożałują i nie żałują. Namawiam nie sprzedawać a zyski będą większe (:

    • Marcin pisze:

      Serdeczne dzięki za miłe słowo! Zastanawiam się tylko jak długo ta bańka będzie rosła, na jakim poziomie zatrzyma się cena wspomnianego Bowmora… i kiedy nastąpi kolejny kryzys w tej branży. Sięgając pamięcią nieco wstecz, poziom cenowy 150 euro reprezentował chociażby oficjalny, 25letni Ben Nevis.

  5. Mateusz Kowalczyk pisze:

    Fajnie sie czyta. Akapitow mogloby byc wiecej, albo szerzej podzielone, jednak sens zawarty w twych slowach jest czytelny i zrozumialy nawet dla laikow tego tematu, do ktorych sie zaliczam. Pamietam nasza jedna rozmowe na temat whisky i jestem dumny, ze w twoim przypadku tamten temat rozkwitl w takiej postaci.

    Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieje, ze niebawem jeszcze cos od ciebie przeczytam. 🙂

  6. Daniel pisze:

    Bardzo fajny post. Tylko mam pytanie a propos Devil’s Caska, chyba ciężko go gdziekolwiek było zdobyć za 60-70 EUR 🙂
    Nawet na debiucie podobno cena wyjściowa była 100EUR w sklepach. Ceny na aukcjach ostro poszły w górę (200GBP) ale widzę, że ostatnio zeszły troszkę ( 140-150 GBP) . Podobnie było z opisywanymi przez Ciebie Ardbegami. A co do owej bańki, to napędzają ją tzw. spekulanci, którzy w krótkim czasie chcą się wzbogacić. W długim okresie czasu z pewnością na dobrych wypustach nie da się stracić. Ot taki III filar na starość…

    • Marcin pisze:

      Dzięki za komentarz. Racja, trochę to uprościłem, dolny zakres cenowy odnosił się do Glendronacha. Arrany, Ardbegi były w cenach 90-100 euro.

      „W długim okresie czasu z pewnością na dobrych wypustach nie da się stracić. Ot taki III filar na starość…”
      Według mnie, dobrze to ująłeś. Nie da się stracić, a to chyba też istotne. Kwestia tylko wejścia w posiadanie takich edycji najlepiej przed ich ukazaniem się na rynku.

      Zresztą, ważne żeby kupować whisky która smakuje, bo to w końcu towar do picia… a może do wąchania? O tym myślę, że już wkrótce!

  7. rAFAŁ pisze:

    Mi też spodobał się styl, jeżyk i co najważniejsze wartość tekstów pisanych na blogu. Oczywiście regularnie będę czytał i kibicował.

    W przypadku inwestycji, bardzo ważnym elementem jest to, że jest to produkt, którego de facto ubywa i może być też tak, że na wartości zyskają zupełnie nieprzewidywane wypusty, gdy ludzie nagle obudzą się z ręką w przysłowiowym nocniku, że czegoś co było dobre, tanie i dostępne, powoli nie ma. To, że bańka pęknie jest prawie pewne, bo przy b. dobrych whisky różnice w smaku jeśli spłaszczyć to do skali ocen, są minimalne. Kto wtedy będzie płacił np. 2 razy więcej za whisky, który jest, owszem, bardzo dobra, ale nieznacznie lepsza od tej drugiej, dostępnej i także b. dobrej. Tylko kolekcjonerzy 🙂 A tym powinno zależeć, aby bliźniaczych butelek ubywało, czyli, żeby ludzie między innymi tacy jak i my, jednak otwierali i próbowali.

    Dla degustatorów, ale także i dla inwestorów, na rękę jest to, że świadomość na temat SM rośnie i coraz więcej ludzi się tym interesuje, problemem jest tylko granica, aby i jednych i drugich była odpowiednia ilość.

    • Marcin pisze:

      Serdeczne dzieki za kolejny komentarz! Pozostaje nam tylko czekac…. 😉

      W kwesti ocen i ich roznic dzisiaj powinien pojawic sie moj kolejny wpis, a wlasciwie jego pierwsza czesc. Mam nadzieje ze rowniez przypadnie Wam do gustu i bedzie przyczynkiem chocby do mikro-dyskusji 😉