Pisząc ten tekst niespełna tydzień od degustacji Whisky Legend 2015 przyświeca mi pytanie:
Chyba nie mogło być lepiej, gdyż było rewelacyjnie. Piszę ten tekst przewrotnie gdyż nie mam takich zdolności literackich, by oddać tę atmosferę, opowiedzieć dlaczego było fajnie. No właśnie, było fajnie ale dlaczego? Bo whisky i ludzie dopisali …
Dopisała przede wszystkim atmosfera. Przyznam szczerze, że z początku obawiałem się pomieszania różnych środowisk. Jak na imprezie gdzie są znajomi z różnych kręgów i ciężko im znaleźć wspólny język. Faktycznie grupa nie była hermetyczna ale ostatecznie zadziałało to na plus niż na minus. Sprzyjało różnorodnemu spojrzeniu na whisky branżę, sytuację. Przedstawiciele branży pokazywali różne zawiłości związane ze sprowadzaniem i sprzedażą whisky w Polsce. Whiskowi maniacy z kolei z łatwością potrafili cofnąć się w czasie do starych wypustów, aukcji i rynku w europie. Z koeli osoby o mniejszym doświadczeniu w whiskowym świecie z łatwością i bez żadnych zaszłości i naleciałości byli wstanie oceniać whisky.
Potwierdziła się nasza teza, że przypadkowi ludzie whisky nie piją, a ciężko jest być nastawionym źle do kogoś, kto tak jak Ty trzyma kieliszek w ręku.
Atmosfera bardzo szybko się zazębiła. Początkowy spokój zmienił się w gwar dyskusyjny zarówno o whisky, jak i o sytuacji branży. Cenach, relacjach z destylarniami, planach i etc. Dyskusjom nie było końca.
Integracji również sprzyjała formuła degustacji, czyli degustacja w ciemno. Tutaj wszyscy nagle stali się równi. Można powiedzieć, że przy trzecim dramie nikt nic nie wiedział. 😉 Tuzy branżowe celowały po raz trzeci w Glenfarclasa (a były tylko dwa!), tak jak whiskowi maniacy oraz nowicjusze. Whisky niejako pokazała w pozytywnym sposób, że wszyscy są równi. Cóż niektórych whisky jest w stanie uczyć pokory. A że whisky była dobra i łatwo było się nią zachwycać, powymieniać zdanie na jej temat z sąsiadami i etc.
Krótko o przebiegu imprezy. Na początek wszyscy zjedliśmy tego samego kotlecika z ziemniaczkami aby mieć identyczny podkład pod dalsze zmagania. Potem przeszliśmy do sali, gdzie niejako komisyjnie otworzyliśmy wszystkie butelki whisky i przekazaliśmy je do opiekującej się nami Beaty, która zgodnie z instrukcją wszystkie polewała w ciemno. Ja niestety byłem jedyną osobą, która przynajmniej na początku wiedziała co jest co. W pierwszej sesji degustacyjnej zostało polanych osiem whisky. Potem, po kolacyjnej i zbyt obfitej przerwie zostało polanych kolejnych siedem pozycji. W między czasie uczestnicy zgadywali, która whisky jest która, tworzyli notki degustacyjne oraz oceniali whisky korzystając z naszego przewodnika.
Przewodnik WhiskyLegend. Opisy whisky, wprowadzenie do oceniania, oraz miejsce na notki degustacyjne.
Niezliczona była ilość żartów związana z odgadywaniem co jest co. Żartów mocno sytuacyjnych, przytaczać jednak nie będę. Stereotypowy podział był następujący – co było ciemne i bardzo dobre miało być Glenfarclasem. Co było ciemnie i dobre miało być Dalmorem. Niemniej zdanie przewodnie brzmiało w złagodzonej wersji tak: Ile do cholery oni nam Glenfarclasów polewają! Jasne rzeczy było łatwiej odgadnąć i chyba każdy wytropił klasyczną Port Ellen.
Widząc jak mocny jest rozstrzał zarówno ocen jak i typów postanowiliśmy przed przerwą kolacyjną odsłonić jedną kontrowersyjną butelkę z ocenami od 3 pkt – tylko jedna fanaberia, do ocen od 5 – do 8 pkt. Okazała się nią ku zaskoczeniu chyba wszystkich Karuizawa z beczki 152! Dyskusje trwały całą kolację.
Wielkim finałem było odsłanianie kolejnych pozycji począwszy od ostatniej. Poszczególne pozycje omówię poniżej, ale można powiedzieć, że zaskoczeniom nie było końca i sensacja wisiała w powietrzu.
Stało się to oczywiste, gdy do odsłonięcia zostały już tylko trzy pozycje, a wśród nich znajdował się zgodnie z oczekiwaniem Ardbeg 1967, mniej oczywisty Glenfarcls z roku 1973 oraz … legendarna whisky z Tajwanu czyli Kavalan Fino Sherry. 😉
Pytanie czy tak wysokie miejsce Kavalana byłoby możliwe w innym niż ślepym teście. Tylko nieliczni prawidłowo odgadli tę whisky dokonując oceny! Domniemywano różne strategie organizatorów. Jedni spodziewali się Ardbega na samym końcu degustacji i na początku wstrzymywali najwyższe noty. A Ardbeg został podany jako siódmy w kolejności. Karuizawa jako czwarta! Obydwa Glenfarclasy w drugiej części dopiero jako pozycje 13 i 14. Dlaczego o tym piszę? Bo właśnie kolejność tutaj jest również ciekawa.
Whisky podawana w ciemno. Uczestnicy zgadywali i oceniali przedmiot degustacji nie mając pewności czy to Kavalan za 300 euro czy Karuizawa za 1600.
Karuizawa została podana jako czwarta na pozycji w której miała wymieść wcześniejszą konkurencję!
Degustację rozpoczęliśmy od przyzwoitego Spingbanka 25 lat, limitowanej edycji wydanej w zaledwie 1200 egzemplarzach. Uzyskał średnią grupy 4,73. Dobry starter, który zajął ostatnie 15 miejsce. Może właśnie dlatego, że był na samym początku. Ocena ode mnie 5, a od Grzesia 4 punkty. Dość łatwo było się domyślić, że to będzie na początku jako starter. Wersja oficjalna o poziomie 46%. Słabsze w mocy były tylko Glen Grant oraz Bowmore Sea Dragon.
Jako drugi został podany Glen Grant 1956 – 2006. Również można się było tego domyślić, gdyż whisky o obniżonej mocy musiały/powinny być na początku. Tylko 40% a dla mnie absolutnie rewelacyjny zarówno w zapachu jak i w smaku. Dobre 50 lat w beczce nadało mu wyrazistego smaku, ale jednocześnie beczka go nie zdominowała całkowicie. Ode mnie 8 pkt, od Grzesia 6,5 pkt, a średnia grupy 6,50 i miejsce dziewiąte.
Jako trzeci został podany Bowmore Sea Dragon. Celowo zaplanowałem tę whisky jako jedną z pierwszych aby ułatwić odszukiwanie subtelnych smaków owoców egzotycznych. I co gorsza w ogóle ich nie znalazłem. Whisky, która rozczarowała mnie najbardziej. Dla mnie kwaśna, fałszywa, pełna genialnych ale i ordynarnych nut. Moja ocena to zaledwie 4 (a wiedziałem co oceniam!), oceny pozostałych były całkowicie w ciemno. Grzegorz 6,5. Było również pełno ocen an 7 i nawet 7,5. Moja ocena była najniższa – średnia grupy 6,08 i dziesiąte miejsce! Takie życie -wiedziałem, że jakieś legendy muszą paść. Rozmawiałem na temat tej whisky z Bramem i Nol’em, którzy mieli już przyjemność ją degustować. Powiedzieli mi, że z Sea Dragonem jest ten problem, że każda butelka potrafi być inna. Nawet z tej samej wersji. Mam jeszcze sampla tej whisky, więc będę miał możliwość aby ją jeszcze raz ocenić.
Karuizawa beczka 152, podana więc jako czwarta po trzech whisky o obniżonej mocy i innym profilu. Pierwsza pozycja z jednej beczki oraz pełnej mocy beczki – 54.5%. Tak jak pisałem powyżej miała doskonałe warunki aby zabłysnąć. I … nie wszystko złoto co się świeci. Karuizawa warta na aukcjach obecnie 1500 – 1700 euro okazała się smakowo nie warta tej ceny. Nie zrozumcie mnie źle – to jest whisky bardzo dobra. BARDZO dobra. Ale nie genialna. Moja ocena: 8, Grzegorz 7,5, średnia grupy 6,55. Z drugiej strony moja ocena to osiem – whisky naprawdę bardzo dobra. Grupa ją troszkę zaniżyła, między innymi z powodu naszefo gościa z Holandii, Brama, który ocenił ją tylko na 3 punkty. oprócz tego zebrała jeszcze kilka piątek, a najwyższa ocena jaka się pojawiła to 8,5.
Po Karuizawie wybór padł na Balvenie Tun 1401 – edycja piąta. Z jednej strony, żeby ze spodziewanych wyżyn zejść nieco niżej, ale nie za nisko. Edycja piąta z tej serii ma jedną z najwyższych ocen. Co więcej mogłem jej spróbować na festiwalu w Limburgu i zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Whisky co by nie mówić trochę kontrowersyjna, a w pewnych kręgach pauperyzowana jako marketingowa szmira. Z jednej strony szkoda, że wydają opinię nie próbując, ale z drugiej strony nie sposób się choćby częściowo nie zgodzić, że cała idea Balvenie 1401 wygląda na wytwór marketerów, a nie master blenderów w destylarniach. Bierze się to stąd, że te edycje składają się z kilku beczek zarówno sherry jak i po burbonie w różnym wieku i są zlewane do TUN o numerze 1401, gdzie przegryzają się ze sobą nawzajem. To w pewnym sensie szansa na pozbycie się gorszych beczek i nadanie im ciekawej historii, bo pewnie najlepsze beczki wydaliby w seriach z jednej beczki. Z drugiej strony prawda pewnie leży gdzieś po środku, bo najgorsze beczki trafiają do popularnych, masowych edycji Balvenie. Nadmienię jeszcze, że seria Balvenie TUN 1401 przeszła już do historii i została zastąpiona serią o nazwie TUN 1509 … o znacznie większej pojemności, za czym idzie oczywiście większa ilość „butelek” do sprzedania. Tun 1509 jest jednocześnie moim zdaniem znacznie słabszym od edycji piątej Balvenie TUN 1401, którą ja oceniłem na 7, Grzegorz na 7,5, a średnia grupy na 6,70. Bardzo przyzwoita, harmonijna, mało kontrowersyjna whisky. Balvenie zajęła 7 miejsce! Najniższa ocena 5, najwyższa 8,5, ale to pojedyncze odchyły od gremialnie stawianych 6,5 i 7 punktów.
Legendarna whisky z Tajwanu – Kavalan Fino. Tak jak myśleliśmy spokojnie wytrzymał konkurencję, ale aż 3-go miejsca nikt się nie spodziewał. Nawet my.
Kolejną pozycją, już szóstą tego wieczoru był Kavalan Fino. Spodziewaliśmy się z Grzesiem bardzo dobrej whisky na 7-8 punktów. To mój pierwszy, a Grzesia drugi Fino. Wszystkie inne degustowane przez nas Kavalany trzymały bardzo dobry poziom, ale powiedzmy sobie szczerze, że staraliśmy się degustować to co najlepsze. Na degustacji Kavalana podczas Warsaw Whisky Fest Grześ zachwycił się Fino i dołożyliśmy tę butelkę de degustacji Whisky Legend. Na facebookowej grupie whiskymaniaków zadałem pytanie czy Kavalan wytrzyma konkurencję szkotów i japończyka. Byli przekonani, że tak. Bardzo porządna whisky, wyraziste sherry. Dla mnie może nawet zbyt wyraziste. Moja ocena to 7,5 punkta, Grzegorz 8, średnia grupy 7,53. Bardzo wysokie, bo aż trzecie miejsce podczas degustacji. Najwyższa ocena 8,5 – aż cztery, a najniższa 5 występująca pojedynczo.
Jako przedostatnią whisky w pierwszej części, pozycję nr 7, zaplanowałem Ardbega 1967, butelkowany w 1997 roku, a więc przed ponad 17 laty. Co więcej to prawdziwy Dark Sherry butt i butelka o historycznym numerze 100. wszystkich butelek dostępnych na rynku pierwotnie było jedynie 536 sztuk. Ardbeg – ciemny, wręcz czarny, z miejsca wzbudził poruszenie zarówno kolorem jak i zapachem. I zapadło milczenie. Wszyscy wiedzieliśmy, że to naprawdę genialna whisky tylko nie było pewności, która to. Konfuzja spowodowana pierwszymi sześcioma, z których każda była wyraźnie inna, a w zasadzie każda mogła być Glenfarclasem strzelanie stało się znacznie trudniejsze. Kilka osób odgadło bezbłędnie. Ardbeg zatrzymał czasoprzestrzeń. Cisza i sporządzanie notatek. Delektowanie się zapachem i smakiem. Moja ocena, na dziś rzeknę, że nieco zaniżona 😉 to aż 9 punktów. Grzegorz 9,5. Pojawiła się pierwsza „10-tka”. Najniższa ocena to 7,5 i średnia 20-sto osobowej grupy to 8,30. Zasłużone pierwsze miejsce. Z Ardbegiem stała się rzecz niesamowita. Przetrzymany w kieliszku 2-3 godziny zmienił profil nie do poznania na jeszcze ciekawszy. Bardziej szpitalny, słony, jednocześnie leśno-jeżynowy, jakby Port Ellen w najlepszym wydaniu po sherry.
Cóż mogło być po takim fenomenie? Zaplanować wyżej się chyba nie dało, więc mogłem jedynie wyraźniej. Postawiłem na bardzo ciekawego Taliskera od Gordon MacPhail z serii Secret Stills. Wydawał się o tyle unikalny, że to aż 21 letnia edycji z beczki po sherry, a co więcej pierwsze jej napełnienie. Bardzo ciekawy, ale zestawiony zaraz po Ardbegu wypadł jedynie przyzwoicie. Może go tym skrzywdziłem? Sprawdzimy. Moja ocena: 7, Grzegorz 6,5, Średnia grupy – 5,78 i odległe dwunaste miejsce.
Talisker miał zamknąć tę sesję, ale pomimo spokojnego degustowania mieliśmy jeszcze pół godzinki do kolacji. Jednym słowem odpowiadając na potrzeby grupy przeszliśmy do mocnego uderzenia z Islay – Port Ellen od Maltbarn. Z Grzesiem mieliśmy już z nim zetknięcie na festiwalu w Limburgu i tam nas zauroczył. Postanowiliśmy się podzielić tym co dobre i kupiliśmy butelkę. Dla nas podtrzymał swoją wysoką formę, ale oceny były różne. Moja ocena – 9, Grzegorz – 8. Średnia grupy 7,05 piąte miejsce na degustacji. Średnią zaniża ocena Nola na 2 punkty. poza tym duży rozstrzał ocen, od 5 do 9,5. Zbyt duży.
W tym momencie nastąpiła planowa przerwa na kolację. Pyszne pierogi w ilości zbyt dużej. 😉
Po kolacji jako rozbiegówkę wyjęliśmy Springbank 21, którego zupełnie nieplanowo mieliśmy przy sobie. 😉 Springbank został zdegustowany w otwarte karty, tak żeby sobie skalibrować gust. Bardzo sympatyczna rozbiegówka. Moja ocena 5, Grzegorz 4.5, średnia grupy 5.11 i przedostatnie, 14-ste miejsce podczas degustacji. Co ciekawe Springbank 21 wyprzedził znacznie droższą edycję 25-letnią. Dla mnie były na tym samym dobrym poziomie – mocne pięć. Potem już do końca kontynuowaliśmy degustację w ciemno.
Kolejną, jedenastą pozycją tego dnia, a drugą po kolacji był Caperdonich z 1972 roku o mocy 51.3%. Whisky wydana w zaledwie 192 butelkach. O tym roczniku 1972, tak samo jak o 1968 mówi się, że to najlepsze roczniki dla Capera. Pół żartem pół serio można powiedzieć, że równocześnie jedyne, gdyż zdecydowanie najbardziej obfite. Więc to jednak tak jak nic nie powiedzieć, gdyż te roczniki pełne są wypustów bardzo dobrych jak i bardzo słabych. Dla mnie ten Caperdonich należał do tej pierwszej grupy. Piękny, szlachetny, elegancki, nietuzinkowy szczególnie w zapachu. Klasyczna whisky po burbonie. Chyba wśród tych wszystkich sherry nie został doceniony należycie. Moja ocena 6.5, Grzegorz 5.5, średnia grupy 5.50 i trzynaste miejsce.
Jako ciekawostkę warto zaznaczyć, że Caperdonich zajął drugą pozycję, zaraz za Ardbegiem u naszych gości z Holandii. Jak widać potrafili oni docenić jego subtelność, a nie doceniali świetnych, ale może zbyt fajerwerkowych whisky po Sherry. W ich łącznej punktacji Ardbeg zdobył 15,5 punktu, Caperdonich 13,5 punktu, Kavalan 13 punktów, Glenfarclas 1973 12,5 punktu, tak jak Springbank 25! Najsłabiej ocenili Laphroaiga z serii Artist – łącznie 4 punkty! O Laphroigu piszę na końcu, gdyż był ostatnią whisky wieczoru.
Kolejna whisky pozwoliła nam powrócić w kierunku ciemnych whisky po sherry. Dalmore Port Finish, edycja dostępna wyłącznie w destylarni. Leżakowana przez 21 lat i wydana w mocy 52% w zaledwie 650 egzemplarzach. Obecnie dostępna za ponad dwukrotną pierwotną cenę. Whisky ciekawa choćby i z tego powodu, że kompletnie nic o niej nie wiedzieliśmy. Dalmore dle mnie był bardzo dobry. Nie wszyscy jednak podzielali mój entuzjazm. Moja ocena to 7,5 punktu, Grzegorz 6, Średnia grupy 6.08 i ostatecznie 10 pozycja.
Na placu boju oficjalnie zostały już tylko dwa Glenfarclasy. Zaczęliśmy od rocznika 1967, 46 letniego z serii Old & Rare od Douglasa Lainga. Nie rozczarował, czyli ocena dokładnie taka jakiej się spodziewałem. Moja ocena to 8 punktów, Grzegorz 7.5 punkta, średnia grupy 7.11 i ostatecznie czwarte miejsce za Kavalanem Fino. Świetna whisky. Ale nie taka jak kolejny Glenfarclas …
Glenfarclas z 1973 roku zatrzymał czas podczas degustacji. Już od momentu roznoszenia kieliszków i pierwszego „nosingu” zapadała cisza. Na początku każdy chciał się z nią zapoznać samodzielnie. Magia w kieliszku. Dość powiedzieć, że jedyna dostępna w polskim sklepie butelka o wartości 3000 zł sprzedała się w kilka zaledwie dni po degustacji. Pewnie z jakimś rabatem, ale na pewno nie zbyt tanio. Na pewno warta tych pieniędzy. Moja ocena to 9 i nie wiem czy nie zbyt nisko oceniałem tego dnia niektóre pozycje. Grzegorz również na 9. Średnia grupy: 8.03. Drugie miejsce.
Na zakończenie, jako nieprzewidzianą niespodziankę, polaliśmy Laphroaiga z serii Artist 4 – ponad 15 lat. Ta whisky dostępna była wyłącznie podczas degustacji. Szybko z Grzesiem stwierdziliśmy, że podanie klasycznej, torfowej Islay na zakończenie, i to jeszcze w dobrym wydaniu, to słuszna decyzja. Może na zasadzie kontrastu, a może nie, prawie gremialnie oceniliśmy ją świetnie. Moja ocena to 6, Grzegorz 7,5, Średnia grupy 6.76. Bardzo dobre zakończenie oficjalnego dnia.
Zakończenie, a my mamy wrażenie, że początek przygody z WhiskyLegend i uczestnicy stawią się za rok…
Zakończenie? A kto by chciał kończyć tak fajne spotkanie? Zakończyła się jedynie oficjalna część degustacji. Potem był Open Bar, dyskusje na stojąco i siedząco, rozmowy kuluarowe. Większość została prawie do północy.
Warto wspomnieć, że uczestnicy dostali w prezencie dwa magazyny: Magazyn Whisky wydawany przez Stilnovisti. Co więcej podczas degustacji obecny był bardzo sympatyczny a jeszcze bardziej skromny jeden z redaktorów magazynu – Jacek Łakomy.
Drugim magazynem było Aqua Vite reprezentowane podczas degustacji przez redaktora i wydawcę Łukasza Gołębiewskiego. Jak widać nasz rybek się rozwija. W imieniu własnym i uczestników za magazyny serdecznie dziękujemy. W kolejnych numerach na pewno będzie można przeczytać relacje z degustacji.
Czy mogło być lepiej? Na pewno tak. Zawsze można coś poprawić. Niemniej jak w dobrym meczu piłkarskim było wszystko, a nie wynik 7:0. Były oczarowania jak Glenfarclas 1973, Pozytywne niespodzianki jak Kavalan. Mieliśmy małe i duże rozczarowania. Dla mnie małym rozczarowaniem była Karuizawa, wysoko przecież oceniona. Duże rozczarowanie to Bowmore Sea Dragon.
Co najważniejsze, degustowana w ciemno, gwiazda wieczoru, spełniła oczekiwania – Ardbeg 1967 pokazał klasę i jakość.
Gdy szukaliśmy z Grzesiem odpowiedzi na pytanie co w szczegółach mogliśmy zrobić lepiej przyszło nam kilka punktów do głowy, ale żaden w sumie istotny:
– kolacja mogła być o 2 pierogi mniej obfita, 😉
– być może mogliśmy zatrudnić fotografa aby były lepsze zdjęcia, 😉
– być może mogliśmy zrobić z imprezy wydarzenie medialne…, 😉
– być może każda whisky mogła pokazać jeszcze większą klasę, ale tego bez wcześniejszego próbowaniem nie sposób zagwarantować.
Ale czy powyższe punkty są najważniejsze? Sami oceńcie. Zapraszamy za rok!
Wstępny termin to 5 lub 12 marca. Można się już zgłaszać – dostępnych tylko 24 miejsc. Za rok zmierzymy się z legendami whisky w formule Port Ellen kontra reszta świata. Powinniśmy spodziewać się 5-6 różnorodnych Port Ellen, kontra takie destylarnie jak: Brora, St Magdalene, Imperial, Banff, Littlemill, Caperdonich … i oczywiście Karuizawa! Dość powiedzieć, że pierwsze pozycje mamy już zakupione. A jak znajdziemy kolejne, jeszcze bardziej obiecujące to je po prostu wymienimy.
Kto zwycięży?
Na zakończenie chciałem podziękować wszystkim uczestnikom degustacji. Dziękujemy za okazane nam zaufanie oraz współtworzenie świetnej atmosfery degustacji. Dziękujemy. Mam nadzieję, że Wy bawiliście się dobrze i odwiedzicie nas za rok!
Zapraszam do obejrzenia zdjęć z degustacji. Najlepiej kliknąć na dowolne i przewijać.
Na pierwszym planie Rafał. Prowadzi sklep Galeria Whisky w Bydgoszczy. Polecamy. Dzięki za obecność.
Od lewej: Mariusz i Mirosław – prowadzą się salonów Wina MP. W sieci i w Polsve. Polecamy. Dalej Jarosław – szef sieci sklepów Ballentines. Skrajnie po prawej Michał – miłośnik whisky. Dziękujemy.
Mirosław Pawlina i Jarosław Buss. Jedne z kluczowych postaci na polskim rynku alkoholi luksusowych – dziękujemy za obecność i zaufanie.
W białej koszuli – Łukasz, redaktor magazynu Aqua Vite. Polecamy. Obok po prawej Wiktor, prowadzi pod Warszawą sklep singelmalt.pl
Zaczynamy odsłanianie butelek i wyniki degustacji w ciemno. Pierwsze miejsce od końca, w tym przypadku dobra whisky. Springbank 25!
Minimalny poziom był całkiem przyzwoity, wystarczu spojrzeć, że najniżej zostały ocenione Springbanki 25 i 21 oraz Caperdonich z 1972.
Złapałem się za głowę, całkiem przyzwoita whisky, ale tylko przyzwoita a moje największe rozczarowanie. 😉 co To?
Dwie ostatnie: Glenfarclas Family Cask 1973 czy Ardbeg 1967- kto wygrał? Trzeba dodać, że obydwie pozycje o kilka długości wyprzedziły pozostałe.
Ardbeg zwycięzca! Zgodnie z przewidywaniami. Glenfarclas to oczarowanie wieczoru – niespodziewane drugie miejsce.
Tagi: Ardbeg, Balvenie, Bowmore, Caperdonich, Dalmore, Defustacje, degustacje otwarte, Glenfarclas, Karuizawa, Kavalan, Laphroaig, Port Ellen, Springbank, Talisker, WhiskyLegend, whiskymywife
Dzięki Panowie za super degustację i Wszystkim za wyśmienitą atmosferę. Wszystko pięknie się udało i whisky dopisała. Ardbeg niesamowity i z perspektywy czasu mogłem go jeszcze wyżej ocenić, drugiej okazji do jego próbowania pewnie nie będzie.
Pozdrowienia i do zobaczenia.
Nigdy nie mów nigdy … 😉 wpadaj w odwiedziny.
Długo czekaliśmy na relację a tego pięknego wieczoru ale się doczekaliśmy. Pozostaje tylko pogratulować i zrobić wszysko żeby być na nastepnym roku.