Whisky Live Warsaw 2015 – relacja, część. I
Na początku pozwolę sobie zaznaczyć w pełni subiektywny charakter tejże relacji. Bez silenia się na jakąkolwiek próbę obiektywnego spojrzenia, szukania plusów i minusów festiwalu tak jak to w różnych dostępnych opisach i komentarzach festiwalowych jest praktykowane. Poniższa relacja to wyłącznie moje subiektywne odczucia i postrzeganie festiwalu. Ponieważ relacja jest dość długa postanowiłem podzielić ją na 2 części.
Wprowadzenie
Tak się u mnie ułożyło, że w krótkim czasie byłem na pięciu (!) festiwalach oraz jednej imprezie gdzie whisky miała ważne miejsce: Jastrzębia Góra na koniec sierpnia, Whisky-Herbst i Kopenicker Whisky Fest na początku września w Berlinie, trzydniowy Whisky Show w Londynie na początku października, Salony Wina-MP (VIP i standardowy) oraz na zakończenie tego maratonu Whisky Live Warsaw w dniach 10-11 października. Do tego dochodzi jeszcze festiwal w Limburgu, który co prawda odbył się w kwietniu, ale jest wciąż żywy w mojej pamięci. Niestety jeszcze nie udało mi się tych wszystkich wydarzeń szczegółowo opisać jednak myśląc o Whisky Live Warsaw 2015 nie ucieknę od pewnych porównań i odniesień.
Nie ma lepszego i gorszego festiwalu, gdyż każdy z nich jest zupełnie inny i przynajmniej w moim przekonaniu oferuje zupełnie inny zestaw wartości dla uczestników. Każdy z tych festiwali ma swój unikalny charakter, podejście do whisky, koszt wejściówki i etc. Każdym z nich można się zachwycać oraz na każdy można ponarzekać. Pamiętam, że gdy przeczytałem artykuł o festiwalu w Limburgu zamieszczony na jednym z portali to wręcz włosy mi dęba stanęły na głowie. Generalnie wszystko było źle zorganizowane. Z podkreśleniem słowa „wszystko”. Brak wody, brak pojemników na zlewki, tłumy, wąskie przejścia … No ale jedna rzecz była dobra – whisky ;). Całe szczęście. Przypomnijmy, że festiwal w Limburgu to koszt ok 10 euro, za które dostaje się w zasadzie goły kieliszek, bez smyczy, pieczątkę na rękę i za wszystko, absolutnie za wszystko trzeba płacić. Natomiast wybór whisky jest olbrzymi. Współczesne i stare wypusty, oficjalni i niezależni botlerzy. Nie będę pisał ile de facto kosztuje festiwal w Limburgu, żeby ludzi nie straszyć, ale kosztuje bardzo dużo, mimo, że wejściówka tylko 10 euro.
O festiwalu w Jastrzębiej pisałem tu, ale powtórzę: Jak ktoś ma wolny weekend sierpniowy to zachęcam do tegoż festiwalu nad morzem. Naprawdę fajna impreza.
Berlin, czyli kiełbaski, festyn, namioty, kałuże i amatorstwo na każdym wręcz kroku. Z Grzesiem nawet zastanawialiśmy się w tym roku, gdzie się podziała ta słynna niemiecka organizacja ;). Festiwale dość tandetnie przygotowane. Tak jak je robiono tych 15 lat temu tak robią teraz. Wybór whisky – duży. Duży to znaczy 1/3 tego co w Limburgu jest na obydwu berlińskich festiwalach. Oczywiście niezależni niemieccy bottlerzy oraz trochę stanowisk oficjalnych.
W Limburgu i Berlinie można porozmawiać z wystawcami, którymi są przede wszystkim właściciele sklepów i przedstawiciele niezależnych bottlerów. Dowiedzieć się można ciekawostek jeśli chodzi o trendy rynkowe, ceny, spodziewane nowe wypusty i tak dalej. Dobrze jest też porozmawiać o ich rekomendacjach odnośnie whisky. Gdyż na czym jak na czym, ale na whisky oni się znają bardzo dobrze. Pamiętam jedno stoisko w Berlinie, gdzie było nie przymierzając blisko 100 Laphroaigów do spróbowania. I facet wszystkie znał i naprawdę miał wiedzę o Laphroaigu. Ludzie znają się na rzeczy i wiedzą co sprzedają – oznacza to „uczciwe ceny”. Uczciwe zarówno dla sprzedających jak i kupujących. Czyli za bardzo nie zdzierają, ale tanio nie jest. W końcu wiedzą czym handlują. O rabaty proszę się ich nie pytać bo pryska dobra atmosfera rozmowy.
Whisky Show w Londynie to zupełnie inny festiwal, który wkrótce będzie miał swój oddzielny wpis na naszym portalu, wzbogacony bardzo ciekawymi materiałami filmowymi. Tutaj wystawcami są głównie destylarnie. Niezależni bottlerzy są obecni, ale nieliczni i nie zajmują najważniejszego miejsca. Oczywiście Douglas Laing, który ostatnio jest wszędzie, Gordon MacPhail, Wemyss i … to chyba wszystko. Sklepy takie jak w Limburgu – brak. Kolekcjonerzy – Brak. Starsze unikalne whisky – pięć sztuk na cały festiwal! Z tego trzy były na stoisku Whisky.Auction a dwa jeszcze gdzieś schowane. Natomiast obecna była na festiwalu „śmietanka” przedstawicieli destylarni, brand ambasadorów, pisarzy o whisky i etc. Tutaj z wystawcami rozmawia się o przyszłości, wizytach i zwiedzaniu destylarni, najlepszych edycjach z każdej marki.
I na tych oficjalnych destylarnianych stoiskach można było się napić Tobermory 42 lata, który wejdzie dopiero na rynek, Glenfarclasa Fino 1956 (poszły prawie 2 pełne butelki!), Glenmorangie Pride i innych naprawdę niesamowitych rzeczy. Jakkolwiek nie skusiłem się na Glenmorangie Pride, który kosztował 10 ml za 240 zł – czyli znacznie poniżej ceny drama, gdyby podzielić koszt butelki na 35 dramów. W zasadzie każda z tych lepszych butelek była znacznie tańsza na dramy niż cena sklepowa. Powiedziałbym, że tańsza niż 50% ceny sklepowej. Ważne, że wszystkie te rarytasy były oficjalnie dostępne, czyli dla każdego, a nie schowane pod ladą. BTW rzeczy pod ladą było bardzo niewiele, ale też były 😉
Dodajmy, że bilet wstępu na Whisky Show kosztował ok. 550 zł za 1 dzień i ok. 900 za 2 dni. W cenie biletu była absolutna większość whisky w tym np. Higland Park 18 i 21, Glengoyne 25, Glenlivet 25 i wiele, wiele innych. Standardowe stoisko było zorganizowane w postaci dużych boksów z białej płyty, pozostawianej materiałamy reklamowymi firm. Część wystawców wybudowało własne małe przestrzenie. Z tej reguły wyłamało się m. in. Diageo z największym i dobrze zaopatrzonym stoiskiem.
Qvo Vadis Whisky Live Warsaw?
Całe wcześniejsze wprowadzenie umożliwia postawienie pytania Qvo Vadis? Dla mnie pytanie o drogę jest kluczowe gdyż mam wrażenie, że festiwal się cały czas tworzy, szuka swojego miejsca. Być może stąd tyle różnego rodzaju podpowiedzi. Na koniec ja napiszę swoje rekomendacje … ale najpierw:
Jaki byłeś Whisky Live Warsaw 2015? Jaki jesteś warszawski festiwalu whisky?
Jesteś dobry jak 26 letni Glengoyne, 30 letni HP i Glenfarclas 40 letni … Tylko czemu tych whisky na festiwalu nie było 😉
Szczerze mówiąc wszystko co mogę napisać, to jaki festiwal był dla mnie i jakie mnie spotkały tam przygody, oczarowania i rozczarowania. Więc w pełni subiektywnie muszę przyznać, że było świetnie. Ja bawiłem się doskonale, chociaż z dziennikarskiego obowiązku przegapiłem pół soboty.
Festiwal szuka swojego miejsca i na pewno moim zdaniem znalazł je w połowie. Bardzo podobało mi się festiwalowe lobby, stoliki kawiarniane i dużo miejsca gdzie można było długo posiedzieć i porozmawiać. Bardzo miła i ładna obsługa. Oczywiście rownież bardzo sprawna. Mnie bardzo się podoba również kolorystyka i wizualizacja festiwalu – piękny żółty kolor. W pakiecie wejściowym kieliszek na smyczy, która dobrze trzyma kieliszek. Jako ciekawostkę podam, że takie smycze w Limburgu są po 5 euro. Jeśli chodzi o górę to podobała mi się ilość zakamarków i zakątków natomiast główna sala jest po prostu za mała. 😉 I znowu pytanie czy szukać nowego miejsca czy innych rozwiązań w tej samej lokalizacji? To pytanie o ilość wystawców w przyszłym roku więc nie tak łatwo jest odpowiedzieć.
Dlaczego bawiłem się świetnie? Szczerze mówiąc to chyba najbardziej „kręciło” mnie na tym festiwalu rozmawianie z ludźmi, spotkanie ze starymi znajomymi, zapoznawanie nowych ludzi a to wszystko przy kieliszku whisky. Z jednej strony rozmów dużo, a z drugiej pozostał olbrzymi niedosyt co chyba dobrze świadczy o samym festiwalu. Z częścią wystawców udało się zrobić formalne i nieformalne wywiady. Z doświadczenia już wiem, że nie da się wszystkiego załatwić na jednym festiwalu i od tego one są aby cyklicznie budować relacje.
Spotkałem wielu starych znajomych i z branży, i miłośników whisky i z zupełnie innych środowisk i to było super. Z drugiej strony byłem tak zakręcony, jak pewnie część z uczestników festiwalu, że już nie wiedziałem z kim rozmawiać, czy rozmawiać, czy biec do sali z wystawcami, czy robić wywiady i etc. Przepraszam wszystkich tych z którymi nie udało się porozmawiać lub rozmawialiśmy zbyt krótko. Udało się również poznać szereg nowych osób, miłośników whisky z różnych miejsc w Polsce. Nie ukrywam, że bardzo miło było mi otrzymać informacje o portalu whiskymywife.pl. Może tak jest, że zapoznawali się z nami Ci co czytają nasz portal i usłyszeliśmy wiele naprawdę miłych słów. Dziękujemy.
Urzekło mnie również wielu wystawców. Pogadać z zawsze uśmiechniętym i energetycznym Jimmy Robertsonem z Tomintoul to wspaniała sprawa. Tak jak wielu innych z mniejszych stosik począwszy od Paul John, Berry Bross & Rud i innych. Jan Beckers z Douglas Laing jak zawsze na najwyższym poziomie. Ian Macwiliams z Glenfarclasa i jego stoisko. Wymieniać mógłbym długo. Tutaj czapki z głów przed Jarkiem Buss i jego zespołem za pozyskanie tylu znamienitych osobistości. Za światową premierę Masterclass Kavalana z nowymi pozycjami. A że nie było ich później na półkach … Koszty sukcesu i premiery tychże whisky.
Jeśli chodzi o samą whisky to tutaj mam swój osobisty niedosyt. Często na stoisku brałem tylko jednego drama z całej serii mówiąc: proszę mi wybrać coś charakterystycznego dla tej destylarni lub po prostu coś dobrego. I tak z wielu stosik spróbowałem po jednej rzeczy i trochę mi szkoda, że „szerzej” nie przejrzałem choćby Teeling, Paul John’a, Eddu i wielu wielu innych. ;( Szczególnie żałuję naprawdę bogatego wyboru SMWS. No ale tutaj całkowicie moja wina. Natomiast już sama możliwość spróbowania tak wielu nowych rzeczy powinna budzić duży podziw uczestników. Mój budzi.
Sample. Wszystkiego nie spróbowałem na festiwalu i wszystkiego nie spróbuję w domu. teraz słów kilka o tzw. samplach – próbkach whisky w małych buteleczkach. Sam jestem zwolennikiem sampli, zabierania buteleczek, kupowania na później do domu, spokojnego degustowania wyśmienitych whisky poza zgiełkiem festiwalowym. Natomiast zabierać do domu podstawowe i darmowe wersje? Festiwal jest przecież od degustowania na festiwalu. Taka prosta prawda. Słyszałem, że organizatorzy sprzedali całą pulę przygotowanych buteleczek. Już nie pamiętam ile ich było – 1500 czy 3000 sztuk. Niemniej podstawianie sprzedawcom pod nos (a byłem świadkiem takich sytuacji) pięciu butelek i prośba aby nalać każdego rodzaju whisky i to najlepiej do pełna mnie jakoś osobiście się nie podobała. Chyba to jednak jest przesada.
Tu mi przychodzi porównanie z Londyńskim Whisky Show za 100 funtów. Tam nalewają wiele znakomitych whisky, ale w zasadzie wyłącznie do kieliszków i to w mikro ilościach. Przyznam, że czasami jak człowiek pogada, poprosi i zapłaci za „dream drama” to mu naleją więcej. Tak miałem np. przy zakupie Highland Park z 1968. Gdy kupowałem drama po wcześniejszej rozmowie od razu dostałem informację: I will give you a nice dram. Wracając do warszawskiego Whisky Live postawa uczestników na zasadzie „kupiłem buteleczki i weź mi nalej” jakoś mnie nie przekonuje. Co innego wersje płatne do buteleczek, to dla mnie już naprawdę co innego. Przecież niektóre z tych płatnych i unikatowych wersji wręcz zasługują na należną im chwilę spokoju i skupienia. Może warto rozważyć nalewanie do buteleczek wyłącznie tych płatnych wersji?
Razem z Grzesiem kupiliśmy kilkanaście naprawdę dobrych whisky do buteleczek, a wszystkie na jednym stoisku, o którym wielu recenzentów festiwalu napisało już wiele dobrego. Ale jak ktoś zasługuje to trzeba chwalić. Więc stoisko bestwhiskymarket.com robiło wrażenie zarówno szerokością oferty, ilością butelek jak również ich jakością. Dodatkowo Daniel z Jurkiem służyli fachową wiedzą i rekomendacją. Wiele jeśli nie wszystkie z dostępnych whisky wcześniej próbowali. Na ich stosiku mogliśmy zrobić aktualny przegląd Cadenheda, JWWW, Silver Seal i innych marek. A w zasadzie każdy z tych bottlerów zasługuje na oddzielne miejsce, a nie znikanie w tłumie. Natomiast „tłum” tworzyły cieszące się się sporym zainteresowaniem starocie i antyki takie jak Millburn z lat 60-tych, Laphroaig, Daliluaine i wiele innych. Gratulujemy stoiska na miarę Limburga. Więc jedno stoisko „a la Limburg” warszawski festiwal już ma. Przydałyby się jeszcze ze dwa – Chłopaki z bestwhisky … może następnym razem wykupcie trzy stoiska? Warto zauważyć, że takiego stoiska jak to pod względem szerokości i jakości wyboru nie ma nawet Whisky Show, ale to zupełnie inny festiwal. Podczas festiwalu udało mi się tutaj spróbować takich „festiwalowych” sław jak Millburn i Daliluaine. Reszta zabrana do domu.
To jeśli już czymś się zachwyciłem, czyli stoiskiem na miarę Limburga, czy naprawdę szeroką ofertą to warto zwrócić uwagę również na moje rozczarowania.
Zacznę od najmniej istotnej kwestii – Dictador. 😉 Jak już się czepiam to powiem o tym „niedopasowaniu” w mojej opinii. Bardzo widowiskowe panienki w skórach na głównej „whiskowej” sali nie do końca moim zdaniem pasowały. Wręcz kłuły i raziły w oczy lateksowymi uniformami i nisko rozpiętym dekoltem. Może to i dobry trunek i również na festiwal whisky, ale nie w głównej sali. Miejsce z boku jak najbardziej, na pewno i tak uzyska tłum entuzjastów.
Teraz to co najważniejsze. Brakowało mi gwiazd z zeszłego roku takich jak Port Ellen na stoisku Douglas Laing, Springbank od Chieftain’sa i kilku innych whisky z górnej półki. Wiem, że ze Springbanka sprzedał się tylko 1 dram więc się nie opłaciło. Port Ellen również i też się nie opłaciło, ale … Tu jakoś został zrobiony krok w tył. Na stoisku Bowmora wystawione wersje 23 i 25 lat … pędzę z kasą i tylko wystawowe. Ja wiem, że może biznesowe byłby to strzał w stopę, ale nie tylko to się liczy. Po pierwsze ludzie mogliby mieć większy wybór gwiazd i rzeczy do polecania. Bo festiwal w moim mniemaniu jest nie tylko aby zrobić przegląd tańszych rzeczy z nowego rozdania, ale również by spróbować, albo przynajmniej mieć możliwość spróbowania rzeczy bardziej topowych. Jeśli nie na festiwalu to gdzie? Wrzuciłbym te 10 lepszych butelek do ogólnego budżetu festiwalu (ale uwaga po kosztach). Starałbym się też o uzyskanie takich lepszych whisky od destylarni czy wystawców. Bardzo mnie cieszyły otwarte dwa Family Caski na stoisku Glenfarclasa jak również sample jakimi można było się tam uraczyć.
Ten brak gwiazd festiwalowych z destylarni reprezentowanych przez organizatora boli dwukrotnie, gdyż to wyraźny sygnał do innych wystawców. O pierwszym bólu pisałem powyżej, ale drugi wydaje mi się nawet istotniejszy. Naprawdę z dużym szacunkiem do ludzi, pracy i koncepcji biznesowych, ale chciałbym zwrócić uwagę, że to wręcz nie przystoi aby na stoiskach Pernod Ricard (tu był chociaż Glenlivet 25 yo), Diageo, Moët Hennessy Louis Vuitton, Grant’s i kilku innych nie było ani jednej lepszej whisky. Może i ekonomicznie się nie opłaci ale wizerunkowo bardzo.
Jak inaczej wyglądałby festiwal gdyby na stoisku Diageo była chociaż jedna Brora? Kilka butelek z Diageo Special Release 2014? Gdyby MHLV zdobył chociaż jednego rocznikowego Ardbega oraz jakieś starsze Glenmorangie? Jak inaczej wyglądałby festiwal gdyby salon Wina-MP otworzył chociaż jednego Benriach Single Cask z 1976 roku oraz Glendronacha z 1972 roku – najlepsze podobno roczniki dla tych destylarni? Gdyby na stoisku Bowmore’a można było kupić drama choćby jednej naprawdę unikalnej rzeczy. Marzy mi się rocznikowy Glendiddich z serii rare vintage czy Balvenie TUN. I tak dalej i tak dalej.
Za część tych rzeczy nie odpowiada organizator, ale sam nadaje trendy i wyznacza wzorce. Przed festiwalem może komunikować: „słuchajcie, ja nie wiem czy mi się to opłaci, pewnie nawet nie, ale u mnie będzie 25-letni Bowmore na dramy po cenie hurtowej. Bardzo bym Was prosił aby na każdym stoisku była chociaż jedna lepsza topowa pozycja”.
My apelujemy do wszystkich wystawców: było świetnie, ale może być jeszcze lepiej.
Z wyrazami szacunku
Daniel i Grześ z whiskymywife.pl
Galeria zdjęć z Whisky Live Warsaw 2015 kliknij TU
W drugiej części napiszę o:
– naszej roli jako partnera medialnego
– wyborze na Whisky Gwiazdę Whisky Live Warsaw 2015
– moich rekomendacjach czyli festiwalu marzeń …
Spodziewajcie się już wkrótce.
Jeżeli chodzi o sample to myślę że to była super sprawa. Ja na przykład przyjechałem samochodem i poza kilkoma dramami nie mogłem spożywać tego dnia więcej alkoholu. Sample były bardzo pomocne. Nie każdy przerobił wszystkie podstawki więc wprowadzanie ograniczeń w samplowaniu whisky jest błędne. Jeżeli ktoś podstawia 5 sampli i każe lać do pełna to już raczej pokazuje brak kultury danego osobnika. Wprowadziłbym jednak ograniczenia co do ilości sprzedawanych sampli bo tu powinien być jakiś limit.
Krzysiek, że w pełni się z Tobą zgadzamy. Kultura jest tu kluczem do sukcesu!