Pierwszy Warsaw Whisky Fest już za Nami.
Dla mnie, pasjonata, hobbysty – entuzjasty przede wszystkim wina, była to raczej przygoda z kochanką, aniżeli uroczy wieczór z małżonką. Ale po kolei.
W długoletnim związku z whisky, jest mój dobry przyjaciel, którego poznałem pracując jeszcze jako barman w jednej z warszawskich winiarni, on z kolei zajmował się tym co najważniejsze, czyli jedzeniem. Tak naprawdę, to On postanowił mi pokazać, że wino to jedno, ale są jeszcze inne ,,Kobiety…” które warto poznać.
Pierwszy raz miałem na poważnie do czynienia z whisky, na jednej z degustacji, romans zaczął się od poznania Aberlour’a. Trochę niepewny, speszony, ale z drugiej strony ciekawy wyruszyliśmy próbować, dla mnie osobiście czegoś zupełnie nowego. Czy zrozumiem, moich znajomych, czy docenię wartość całego przedsięwzięcia ? Szybko okazało się, że odpowiedź będzie pozytywna, z pośród w sumie pięciu testowanych butelek, muszę przyznać, że dwie zauroczyły mnie zapachem, a jedna przyjemnie podrapała podniebienie i nos.
I w ten oto prosty sposób, znalazłem się na Warsaw Whisky Fest, temat wciągnął mnie na tyle, że już bez mojego dobrego znajomego, a z jego przyjaciółmi postanowiłem wyruszyć na odkrycie tego co nieznane, świeże, trochę nawet fascynujące. Postanowiłem zapomnieć na chwilę o swojej „małżonce”’ by z pełną świadomością i zaangażowaniem poddać się czekającemu na mnie romansowi. Na początku wyglądałem trochę jak człowiek, który błądzi we mgle, na szczęście, mając doświadczonych znajomych u boku, szybko przystąpiliśmy do podróży. Zaczynaliśmy delikatnie, przyjemnie owocowo, gładko, powiedziałbym że wręcz uroczo. Szybko okazało się – to mi naprawdę smakuje, a jak pachnie. Odwiedzaliśmy coraz to nowe miejsca, Szkocję, Szwecję, Irlandię, by w końcu trafić na Dominikanę czy nawet Tajlandię, po drodze, zbaczając nieco z głównej ścieżki by zahaczyć o cudowny rum (od Duncana bodajże ). I tak krok po kroku, zmierzaliśmy w coraz to nowe rejony i smaki, powoli podnosząc poprzeczkę i idąc w coraz to „cięższe” i trudniejsze dla mnie tematy. Oczywiście, nie wszystko co próbowałem, wywoływało u mnie zachwyt i radość, ale w finalnym rozrachunku, nawet whisky dymne i torfowe mi smakowały, ku zdziwieniu moich znajomym. Co więcej, okazało się, że osiem godzin, które spędziłem na festiwalu pozostawiło niedosyt, butelki, które z założenia zostawialiśmy na później, bo to jeszcze nie czas i pora, gdzieś nam uciekły, pozostawiły po sobie tylko ślad i pakujących się wystawców.
Ale to może nawet lepiej, ten niedosyt udowadnia mi tylko, że do whisky będę wracać.
Co dla mnie jeszcze ważne, festiwal był naprawdę dobrze zorganizowany, i przyjazny, laik taki jak ja odnalazł się tu, wdał się nawet w parę dyskusji na temat smaku czy zapachu danego trunku, nie tylko z ludźmi z którymi się tam pojawiłem, ale także innymi gośćmi festiwalu, których miałem okazję paru poznać.
Dziękuję za nowe doświadczenia, czekam na więcej !
Kamil Idzikowski
Gratulujemy i prosimy o informacje jak smakowała nagroda!
– Grzegorz i Daniel,
Prezentujemy nagrodzone teksty:
I miejsce i nagrodę główną otrzymuje Kamil Idzikowski – Port Ellen*, 19 lat, od The Bottlers oraz 2 kieliszki degustacyjne WhiskyMyWife.
II miejsce i nagrodę otrzymuje Marcin Chwedczuk – Ardbeg* Amazing Cask, od Malts of Scotland oraz kieliszek degustacyjny WhiskyMyWife.
III Miejsce i nagrody* w postaci dobrej whisky otrzymują:
Wyróżnienie i nagroda specjalna: Marta Milewska.
Tagi: Warsaw Whisky Fest, Whisky, WWF
Najnowsze komentarze